Wiatr liże włosy, wplata nisko latające myśli. Znów
będzie padać. Wiatr zrywa ogniste liście wina.
Dorzucę mu wszystkie niepotrzebne słowa.
Rozczerwienię się razem z tymi liśćmi, rozchwieję
jak one. Jak późna jesień.
Przeminę.
Wiatr liże włosy, wplata nisko latające myśli. Znów
będzie padać. Wiatr zrywa ogniste liście wina.
Dorzucę mu wszystkie niepotrzebne słowa.
Rozczerwienię się razem z tymi liśćmi, rozchwieję
jak one. Jak późna jesień.
Przeminę.
chłód nawleczony w rękaw
przykrótki
oddech nie zrywa pajęczyn
z okien wygląda autobus
pośpieszny gest
z dłonią w górze
kreślę krzyż na wysokości
ust nie przykładam
do ust
wkładam kapelusz
i skręcam
kostka po kostce
lecę
Jasonowi Becker'owi
gałki oczu rozedrgane niczym struny
gra muzyka
przycicha
nie tonie
twarz to Budda
jakby obcy a natchniony
gdzieś są światy pękate i piękne
dzikie osy paganinizm roją w głowie
wieczny deszcz choć nie popłyną łzy
Był już kiedyś wiersz 'kakofonia'. Pokusiłam się o poprawę.
kiedy przestajesz wyrzucać z siebie słowa
czuję się jak więzień
w panice potrząsam rzęsami otwieram usta
choć nie ma w nich ani jednego słowa
kto by zniósł aż tyle bezruchu