poniedziałek, 26 stycznia 2009

klaustrofobie




jesteś jak brudne miasto
przerażasz szarością 
i stertami 
świętych prawd
 
mówisz
że mnie kochasz jak słońce

choć tu 
w naszej kamieniczce 
za małe okna wpuszczają
tylko smog 

ta miłość 
jest jak tęcza 
co się żywi oparami ze ścieku



piątek, 16 stycznia 2009

chodź! biegnijmy w bajki ...


weź mnie za rękę i biegnij aż zabraknie mi tchu
i pogubię  myśli
przecież wiesz
 lubię zadzierać nosa
i wygłaszać te swoje tysiąc prawd o miłości 

nie kończ zdania
nie stawiaj kropki za wcześnie
niech wybrzmi zgrzyt butów na świeżym śniegu

byle tylko mróz szczypał policzki 
i nic więcej









Chaotyczne to, niejakie - wiem :))) 
Nawet nie mam ambicji poprawiać.
Czasem tak trzeba. 
A to nocna impresja - kolejna wyprawa. Noce zawsze bywają magiczne. 
Nawet ja nocą tracę rozsądek i zdolność logicznego myślenia.  Za dnia mi się to nie zdarza. 


  

czwartek, 15 stycznia 2009

ostatni Mohikanin



Samotnik jak ja. Jedno z moich zdjęć, które pokazując świat współgra z moim indywidualnym bytem. 

To drzewo ostało się jakimś dziwnym trafem z gęstego niegdyś lasu. Rosło w gromadzie. Zostało samo jedno. Właściwie już go nie ma. Wkrótce po tym jak zrobiłam zdjęcie przewrócił je wiatr. Nie miało oparcia, a korzenie były zbyt płytkie. Kiedyś chyba poświęcę mu wiersz.


Mnie jednak nie tak łatwo powalić. Ale ja nie rosłam w stadzie- mam głębsze korzenie. Bronię się.  Bywa zresztą, że ktoś posłuży za tyczkę. (Buziaki dla wszystkich 'tyczek' przy okazji choć nie wiem czy kiedyś tu wpadną :))) 



(tytuł zdjęcia: ostatni Mohikanin)

list do Przyjaciela



Przyjacielu, 

Pewnie nie wiesz jak boleję nad ostatnią bitwą. Mogłam wygrać tę potyczkę gdybym tylko użyła Twoich słów! Tak, Twoje słowa to najlepsza broń. Nieraz w złości rzucasz nimi na oślep; ja je zbieram  jak strzały w kołczan. Wiem, nigdy nie przyznasz, że to one mają największą moc, że ranią najgłębiej, a rany nie goją się nigdy. 

Osłabiają Twoją wiarę w siebie. Nigdy wiarę w przyjaźń. Tu jesteśmy niezłomni i prawie doskonali. Wykorzystując przyjazne gesty, uczymy się siebie tak pilnie, by wytoczyć najcięższe działa w dniu starcia. Znam Twoje najgłębsze sekrety, największe bolączki.  Nasze fobie i lęki odczytujemy już bezbłędnie. Dbamy o prace głębinowe.

Osiągnęliśmy już perfekcję w wyszukiwaniu tortur, zadawaniu sobie ran bez chybiania. Skuteczniej nie walczymy nawet z wrogami. Jak to dobrze było Cię poznać, Przyjacielu! 


                                                              Twoja dozgonnie wdzięczna
                                                              Lady Cold 





Hiroszima budzi się wiosną



zima nie sprzyja pokojowi
choć śnieg ustawicznie bieli rynsztoki
zapalczywość jak wulkan wyrzuca
wciąż gorącą lawę 
deformuje zastygłe rozejmy

domysły szerzą się jak fala
rosną
zataczają kręgi
Hiroszima pustoszeje

może kiedy zakwitną wiśnie
przerażeni krajobrazem po bitwie 
złożymy broń
białe kiście wniesiemy do domu
jak flagi

Hiroszima jeszcze zatętni życiem
zbudujemy nowy dom
z oknem wychodzącym na jutro



Sądziłam, że tego wiersza nie trzeba komentować a jadnak. Wkleiłam go na portal poezje i okazało się, że nie mogłam chyba wybrać gorszego momentu. Zostałam posądzona o nahalne moralizatorstwo. Doznałam szoku. Usunęłam wiersz bo przecież nie o to chodziło. Widać tak jednak wyszło. Ale tutaj niech sobie zostanie. Może ktoś kiedyś inaczej na to spojrzy. Jeśli nie - zostanie jako pamiątka po moich moralizatorskich (niechcącho) zapędach. 


A tak abstrachując trochę od wiersza. Pomyślałam, że jednak dobrze, że ludzie czasem piszą jakie mają odczucia po lekturze wiersza. Autor się zwykle bardzo myli co do swojego dzieła. Zatem jestem wdzięczna za ten koment temu, kto go napisał. 




środa, 14 stycznia 2009

dmuchawce w zimie?



No właśnie. Dmuchawce z zimą mają niewiele wspólnego ale mogą sugerować, że zimy mam już dość i staram się przywołać cieplejsze czasy - tak dla ocieplenia wewnętrznego klimatu. Kocham zimę przez dwa, trzy tygodnie. Potem marznę za bardzo i tęskie wyglądam wiosny. 

A wiersz. Tym razem napisany dla kogoś (może tu kiedyś wpadnie). Rzadko piszę dla kogoś dlatego jest wyjątkowy, osobisty bardzo i należy do tych, które lubię mimo ewidentnej niedoskonałości formy. Poprawiony - tylko tutaj ta właśnie wersja. Czy lepsza od poprzedniej - nie wiem.




dmuchawce

masz duszę 
chybotliwą jak dmuchawiec
byle podmuch
powoduje zawrót głowy  

wiec nie pytaj czemu drżę
nawet jeśli noc 
pozornie jest bezwietrzna 

choć 
nasiona wykiełkują w maju
znów nie zdążę 
ucałować wszystkich kwiatów 
   


poniedziałek, 12 stycznia 2009

ogrody oliwne


A dziś uciekam od polityki. Daleko. Jak najdalej. 
Bo i są tematy przyjemniejsze niż polityka. 
Zatem stary wiersz a na czasie. Kto wie? 



ogrody oliwne 


pobawmy się
w kobietę i mężczyznę 

zasadźmy figowce 
i drzewa oliwne 

gładko przełkniemy
naoliwione słowa 

a wstyd przykryją 
świeże figi 

na deser


Co do dat wyświetlanych na blogu - to jak magia :)) Sztuczki i psikusy komputera. Więc nie są adekwatne do tego co pisze. Czytać z dokładnością do plus minus jeden dzień :)) 


roni bat zion ...





znalezione w internecie - panorama Jerozolimy


Wczoraj, późną nocą, usłyszałam w radio - w Warszawie były dwie manifestacje: pro-palestyńska i pro-izraelaska. Podczas tej pierwszej coś tam spalono (nie pamiętam co). Słowa były ostre, nienawistne, wrogie. Obyło się bez ofiar (manifestacje były pokojowe!)

Mój kolejny wiersz to niemy głos w sprawie. Gdzieś tam mi zarzucono, że płytki. 
Możliwe, że tylko kiepsko napisany. 




roni roni bat zion


dziś dostałam twoje życzenia świąteczne 
dumne shalom jerushalayim i pokój z tobą
wtórowało pierwszym pieśniom 
- rodzina świętuje Chanuka* 

roni roni bat zion 

mężczyźni trzymają karabiny w pogotowiu
domownicy z powagą spożyją latkes** 
ojciec pochwali odwagę matki Judyty
zagrają z dziećmi w drejdla o trwogę 

roni roni bat zion 

zapalono siódme ramię chanukiji***
dziś światła wskazują drogę rakietom 
- wędrowcom nieproszonym w mieście pokoju 
jeszcze wzywa się imienia Adonai**** 


brzmi radosne 
roni roni bat zion 





drejdla - gra dziecięca, o cukierki najczęsciej
*żydowskie święto świateł
**placki ziemniaczane
*** świecznik 9-ramienny zapalany w Chanuka
**** zastępuje się tym słowem niewymawiane przez Żydów Jahwe, Pan 



A to link do pieśni pod takim samym tytułem jak wiersz  http://www.youtube.com/watch?v=dF427TQm7JE&feature=related 

niedziela, 11 stycznia 2009

cedry


Inspirowany cedrami i wojnami na Bliskim Wschodzie. Z wątkami osobistymi, a jakże. Nie nalezy jednak czytać zbyt dosłownie.
A cedry to takie piękne drzewa ...



cedr libański (nie moje zdjęcie - niestety)

czasem pisał: moja night
już tak długo cię nie widziałem
w tym kraju jaszczurki nie zasypiają na zimę
jak ty 

gonię je wśród głazów 
jak nadzieję
ciągle buduję dla ciebie pałace
z kamieni
(tu nie można zmarnować ani gałązki)
nadal nie pozbyłem się lęku 

wczoraj stałem pod cedrami
pytałem o ciebie 
(są tak wyniosłe jak ty kiedy się gniewasz)

a ludzie znów mówią o wojnie
brakuje wody 

dziwne że 
nie mieliśmy nigdy wojen
a tak często bitwy

i tak jak tutaj
nigdy nie czułem się zwycięzcą

w ostatnim liście napisał:
moja night
wczoraj porzuciliśmy pozycje zwycięzców 
będziemy sobą 

 

sobota, 10 stycznia 2009

w czerwieni nam nie do twarzy tej zimy


W nawiązaniu do Bojarskiej jeszcze 
choć wiersz powstał wcześniej, zanim czytałam kasiążkę ale chyba ma coś wspólnego 
nie tylko z Paryżem 



Umieramy coraz piękniej
w kolekcji Gianniego Versace
E. Lipska 'Krzyk mody'




ta czerwona sukienka z Paryża
dumniej wisi w szafie
niż na mnie

bo zimą mi do twarzy
w trupiej bieli
i brylantach

tobie w popielach
i srebrnych spinkach
przy popielniczkach
szczuplejsze wydają się policzki

tacy modni
umieramy najpierw
w sobie




piątek, 9 stycznia 2009

Bóg pali cygara. Ciekawe czy pije za zdrowie?



Anna Bojarska - Bóg pali cygara 



Nowoczesne love story. Proste, bezpośrednie, bez ceregieli - realistyczne jak para przypadkowych kochanków w Paryżu. Wierzy się w każde słowo, jakby ktoś opowiadał o sąsidace z klatki - zagubionej, samotnej, nie stroniącej od trunków. Tu na prowincji bardziej by była widoczna bo ludzie pokazywali by ją sobie palcami, szeptali. Ale Paryż!? Cóż,  wszędzie tacy sami ludzie, podobne klaustrofobie, nacjonalizmy. 

Bohaterka. Rosjanka z przeszłością. On - Rumun, nawet Cygan półkrwi.  Co z tego, że w wolnym kraju - ojczyznę zabrali ze sobą, kajdany, ograniczenia nosą w sobie, nie pomoże na to nawet nazwisko pisane z francuska. Przed sobą nie można uciec. Czy można się zmienić? Być wolnym? 

Tu brak odpowiedzi ale jest happy end. Nienahalny, bez famfar. Stałość przyjaźni gwarantuje uratowany pies. 

Jest tu coś jeszcze. Cicho przemycona nadzieja. I chyba to właśnie najbardziej ujmuje, przekonuje. Przecież w ciche, własne, prywatne happy endy wierzą nawet najwięksi sceptycy. 

Książkę, oczywiście dodaję do tych szczególnych. Nie wiem czy wrócę do niej, ale długo jeszcze będzie mi się tłukła po głowie.




***[jakieś pół prawdy gdzieś przed połową życia]



Znów coś mojego. Nienajnowsze już ale na razie czytam. Kiedyś znów będę pisać. 
A to z okazji zbliżających się następnych urodzin. A że nie obchodzę ich już od kilku lat - urodzinowe przymyślenia wklejam wcześniej. Potem tylko udam, że nie było okazji, dzień minie szybko, niepostrzeżenie. 
Tylko w dokumentach będę musiała znów o jeden zwiększyć liczbę lat. Dołujące! 
(ale to tak bardziej z przymrużeniem oka ;)) 



całą dumę
stanowi trzydzieści parę lat
deszcz odmierzany z aptekarską starannością
i słońce na sznurku 'dla kochanej mamusi'

przydaje się umiejętność otwierania drzwi
wczorajszych nie potrafi zamykać bezboleśnie

wie jak się wpychać w stare buty
i nowe nałogi

zmienne wydają się tylko drzewa
gdy czasem przyprószy je śnieg
te nowe twarze i dłonie
to malowidła mrozu na szybach
nieuchronne jak szron
na skroni


wtorek, 6 stycznia 2009

bez tytułu


Właśnie przeczytałam pewien wiersz, mojego ulubionego autora (nie wkleję, bo nie zapytałam o zgodę a pytać nie chcę)
Drugi raz w życiu płaczę czytając poezję, wiersz. Nie wiedziałam, że tak potrafię. Dziwne, jak słowa obcego człowieka potrafią działać na kogoś innego, kogoś kto nie ma nic wspólnego ani z wierszem ani z autorem. 

A wiersz był wzruszająco piękny. 

niedziela, 4 stycznia 2009


Opowiadania Wojciecha Tochmana - zbiorczy tytuł -
Wściekły pies

Poruszające historie ludzi, zła, którego na codzień lepiej nie widzieć. 
Zmusza do innego spojrzenia na siebie, na świat.
" Prowadzi czytelnika drogą pełną ludzkich słabości, ale i siły" (cyt. z okładki Wściekłego psa, Wyd. Żak, Kraków 2007)

Choć wszystkie opowiadania robią wrażenie - ja nie mogłam się oderwać od pierwszego - Mojżeszowy krzak.
Nie streszczę, bo to nie miejsce. 
To forma reportażu. Autor ustami bohaterów zdarzeń zadaje pytania. Nie odpowiada. Zostawia czytelnika z problemem, z nierozwiązaną zagadką. Nie kreuje nikogo/niczego, nie staje po niczyjej stronie. Patrzy zimnym okiem reportera, opisuje. W zasadzie nic tutaj odautorskiego a tak wiele mówi o postawie autora. Za to właśnie kocham Tochmana - za tę bezstronność. Za to, że nie uczy, nie wytyka błędów. I nie pozwala przejść obok i pozostać tym kim się było przed chwilą. 


[tłustym aniołom niepotrzebne skrzydła ]

A to już coś mojego. Nic wyjątkowego zapewne ale ... moje i napisane. 

dziękuję za skrzydła
doszły w całości
choć trochę wystawały z pudełka
(pani na poczcie się dziwiła, że można
tak źle pakować prezenty)

w wigilię były niebosiężne
jak pisałeś w instrukcji

nawet jeśli nie latałam jak Ikar
(niebo było tak blisko
że nie odrywając się od ziemi
muskałam stopy aniołów)

wiesz, jednak niepotrzebne mi one
od twoich słów utyło mi serce
ociężałe nie podryguje już nawet
jak u podlotka

 Grudzień 2008

Suzanne


Nim wkleję coś własnego, na poczatek tekst piosenki, który mi się ostatnio na tyle spodobał, że skopiowałam go do ulubionych tekstów.



L.Cohen - Suzanne

Suzanne takes you down to her place newer the river
You can hear the boats go by
You can spend the night beside her
And you know that shes half crazy
But thats why you want to be there
And she feeds you tea and oranges
That come all the way from china
And just when you mean to tell her
That you have no love to give her
Then she gets you on her wavelength
And she lets the river answer
That you've always been her lover
And you want to travel with her
And you want to travel blind
And you know that she will trust you
For you've touched her perfect body with your mind.

And Jesus was a sailor
When he walked upon the water
And he spent a long time watching
From his lonely wooden tower
And when he knew for certain
Only drowning men could see him
He said all men will be sailors then
Until the sea shall free them
But he himself was broken
Long before the sky would open
Forsaken, almost human
He sank beneath your wisdom like a stone
And you want to travel with him
And you want to travel blind
And you think maybe you'll trust him
For he's touched your perfect body with his mind
.

Now Suzanne takes you hand
And she leads you to the river
She is wearing rags and feathers
From salvation army counters
And the sun pours down like honey
On our lady of the harbour
And she shows you where to look
Among the garbage and the flowers
There are heroes in the seaweed
There are children in the morning
They are leaning out for love
And they will lean that way forever
While suzanne holds the mirror
And you want to travel with her
And you want to travel blind
And you know that she will trust you
For she's touched your perfect body with her mind.


Do tekstu jeszcze na pewno kiedyś wrócę na tym blogu. Na razie go trawię. Ach, no i oczywiście tytuł bloga stąd pochodzi. A czemu ... też może o tem potem.




sobota, 3 stycznia 2009

No to zaczynamy ...


Dziś się po prostu przywitam.
Foto z nocnej wyprawy z psem.