Widzę jak idzie.
Nie mogę się powstrzymać. To wrażenie staje się jak obraz na
płótnie.
Ona podziwia. Ja się dziwię, że nadal można tak patrzeć na zwykłe
rzeczy.
Właściwie zwyczajne.
Jak dom. Murowany. Malowany na biało lata temu.
Na tle świeżego śniegu widać wyraźniej.
Gładki pień zdaje się wypiękniał od wczoraj. Już się
otrząsnął.
Nie mam mu za złe. Ma własny urok. Po co mu śnieg do ozdoby?
Co innego gałęzie. Lubią się stroić. Im mniejsza, tym
chętniej się chwali nową bielą.
Zazdrosny wiatr.
Mróz to artysta. Dziś
się popisał.
Klaszczę w podziwie. Zapomniałam o strząsaniu.
Już sobie poszła.
Nie wiem czy się uśmiechała.